Teściowa zabiła zięcia w samoobronie, czy może była to zbrodnia z premedytacją? - wątpliwości w tej sprawie próbuje wyjaśnić Sąd Okręgowy w Tarnowie. Proces 76-letniej Alfredy C. dobiega końca, kobieta przyznaje się do winy.
Rodzina Piotra Święcha jest przekonana, że nie zginął przez przypadek. Wcześniej synowa z teściową miały dręczyć Piotra, by sam targnął się na życie. - I w ten sposób obie panie miałyby czyste ręce - mówi rodzina Święcha. Jolanta i Franciszek Święchowie, rodzice zmarłego, uważają, że udział w śmierci 44-latka mógł mieć nowy partner wdowy, który już się do niej wprowadził po śmierci Piotra.
- Wszystko zaplanowali i wykonali, a po zranieniu syna zwlekano z wezwaniem pogotowia, by się wykrwawił - sugerują.
Tragedia zakończona śmiercią Piotra Święcha rozegrała się w nocy 7 na 8 lipca ub.r. w domu w Lubaszu koło Dąbrowy Tarnowskiej. Jej podłożem był małżeński konflikt między 44-letnim Piotrem a jego żoną Małgorzatą, która przyznała się mężowi, że zdradziła go z młodszym mężczyzną.
- To był jednorazowy skok w bok - potwierdza Małgorzata C., wdowa. O swoim życiu z Piotrem opowiada, że nie było usłane różami.
Małżeństwem byli 18 lat, mieli trzech synów, własny sklep założony przez Piotra. Powodziło się im nie najgorzej, jednak od pewnego czasu relacje małżeńskie się pogorszyły.
Jak twierdzi Małgorzata C: "Piotr stawał się coraz bardziej przykry. Były awantury, nie chciał pracować, bo wolał spać. Wulgarny wobec mnie i mamy. Wiedział, że mam problemy zdrowotne, kłopoty z tarczycą i tyję, ale dogryzał mi, że się nadmiernie objadam i nazywał "słonicą" - mówi wdowa. Relacje teściowej z zięciem były napięte.
- Bałam się go, bo stawał się agresywny po alkoholu - potwierdza 76-latka. To było przyczyną wezwania policji w noc tragedii. Piotr był rozjuszony informacją o zdradzie żony, miał pretensje, krzyczał, był ordynarny. Gdy jednak funkcjonariusze zjawili się na miejscu, Piotra i jego żony nie było. Święch wrócił około 5.00 rano, gdy policjanci już odjechali. Z relacji teściowej wynikało, że wściekły zaczął kopać w drzwi, gdy je otworzyła, zobaczyła, że trzyma nóż. Przypadkowo wytrąciła mu go z ręki. Podniosła go i wtedy zadała mu jeden cios w brzuch.
Święch trafił do szpitala, zmarł po 7 dniach, dokładnie w swoje urodziny. Okazało się ostrze noża dokonało rozległych spustoszeń - mężczyzna miał uszkodzony pęcherzyk żółciowy, przeciętą tętnicę nerkową, przebite jelito i rozległy krwotok wewnętrzny. Teściowa trafiła na cztery miesiące do aresztu. Potem wyszła za kaucją 5 tys. zł.
Sprawa dobiega już końca, Alfreda C. przyznała się do winy, a Małgorzata C. przyznała się do zdrady.
Czy można było uniknąć tragedii? Czy inny normalny mąż podobnie zareagowałby na "jednorazowy skok w bok" swojej żony? Czy teściowa z premedytacją wykorzystała sytację?
[(© fot. Artur Drożdżak)]
[Źródło i cytaty: gazetakrakowska.pl]